O tym jak szewc bez butów chodził...
Tak, nareszcie doczekałam się swojej lampy. I to nie byle jakiej! Nie wiem czy pamiętacie moją wizytę na plantacji tykwy (link)? Właśnie stamtąd przywiozłam przepiękny okaz (podejrzycie tutaj). Chuchałam i dmuchałam, żeby pięknie się ususzył i udało się! Wtedy właśnie postanowiłam, że ta tykwa należy wyłącznie do mnie (czasem bywam samolubna). Na pocieszenie dodam, że okaz ten udało się rozmnożyć, ale na efekt końcowy jeszcze trzeba trochę poczekać, więc nie zapeszajmy.
Oj długo myślałam nad wzorem... Jedyne czego byłam pewna to to, że lampa będzie podłogowa:P Również kolorystykę szybko ustaliłam: naturalność, zieleń i czerń. Wzór chciałam wykonać trochę egzotyczny, trochę roślinny, trochę kosmiczny... Taki trochę bardziej złożony, z podziałem na trzy części. Po kilku dniach udało się w końcu coś naszkicować. Wykonanie całości zajęło więc sporo czasu, ale chyba się opłacało. Podświetlony salon, w którym stoi lampa wygląda przepięknie.
Mam nadzieję, że i Wam spodobała się moja lampa:)
Przepiękna <3
OdpowiedzUsuń